Zawsze uważałem, że
jednym z najbardziej miarodajnych kryteriów
(za)wartości muzycznej koncertów była atmosfera poprzedzająca pojawienie
się artystów na scenie. Pamiętam leniwe ładowanie lufek przed dawnymi koncertami
Izraela, wąsatych jegomościów wymieniających uwagi o modelach gitar Steve’a
Vaia, zaś oczekując na toruński występ SBB, podsłuchałem niechcący wymianę zdań
dwóch pięćdziesięciolatków, z których jeden doradzał drugiemu: „Wiesz,
hemoroidy usuwa się dziś także nieoperacyjnie”. Cóż…
Starszych panów z SBB
poprzedził niedługi (lecz i tak zbyt długi) występ formacji z nurtu rocka
regresywnego, której muzycy wyznawali zdumiewającą zasadę głoszącą, że utwór
jest tym lepszy, im więcej dźwięków uda się weń upchnąć. Pominę go raczej, gdyż
z natury nie jestem wredny. Ponieważ jednak moja zdolność oglądania cudzych
aktów autoerotycznych jest dość ograniczona, odpadłem dość wcześnie. Powiem
tylko, że w połowie koncertu odczułem nieoczekiwany i nagły przypływ ciepłych
uczuć do Iron Maiden, o których można powiedzieć choćby to tylko, że z
pewnością są zabawni. Na plus tego show mogę zaliczyć wyłącznie opinię Justyny,
która zauważyła, że gitarzysta grupy miał najstaranniej wypielęgnowane włosy,
jakie kiedykolwiek widziała u muzyka. To już coś…
A potem zagrało SBB.
Właściwie nie bardzo wiem, czego spodziewałem się po tym występie. Szedłem na
niego, oczekując raczej złych niż dobrych wrażeń, więc powiem uczciwie, że
koncert wypadł nieźle – muzycy zagrali energetycznie, dość spontanicznie i
świeżo, choć przecież nie młodzieńczo. Oczywiście – w konfrontacji z supportem panowie
Skrzek, Piotrowski i Apostolis wypadli jak profesorowie, grający tylko to, co
trzeba i niewiele więcej. A jednak przez cały czas miałem wrażenie, że muzyka
SBB wykazuje po latach duże „zmęczenie materiału”. Tam gdzie zmierzała w stronę
hałaśliwego blues-rocka czy jazz-rocka brzmiała nieźle i z mocą, lecz wszędzie
tam gdzie osuwała się w domenę elektronicznego art-rocka brzmiała dość
archaicznie i pretensjonalnie. Choć była przyjmowana owacyjnie, może więc mylę
się w swoich ocenach. Miałem jednak wrażenie, że owacje te to raczej
sentymentalny hołd składany tytanom rodzimej sceny progresywnej przez
starzejących się fanów w koszulkach Focus, Deep Purple i Rush. Cóż… Starość
Bywa Bolesna, na szczęście „hemoroidy usuwa się dziś także nieoperacyjnie”.
A jeśli któryś z albumów z SBB to który?
OdpowiedzUsuńPrzyznam uczciwie, że dawno nie słuchałem starych płyt SBB, ale wybrałbym którąś z pierwszych, gdzie sporo było takiego "hałaśliwego" jazz-rocka, trochę w stylu Mahavishnu Orchestra.
UsuńMasakryczna czcionka, powinna tu pojawić się jakaś bezszeryfówka, albo szeryfówka, ale bardziej rozbita. Używanie Times New Roman na blogu jest jak używanie Comic Sans w pismach urzędowych
OdpowiedzUsuńDzięki za uwagę, rzeczywiście ten krój nie prezentuje się tu dobrze. Trzeba pomyśleć o zmianie dla wygodniejszego czytania.
Usuń