Legnica,
Korsuń, Żółte Wody, Maciejowice, Powstanie Listopadowe, Powstanie Styczniowe,
Kampania Wrześniowa, Powstanie Warszawskie, klęska siatkarzy w meczu z Rosją na
igrzyskach w Londynie, porażka piłkarzy w meczu z Czechami na Euro 2012. Ta
druga, wbrew temu, co twierdzą media – o wiele dotkliwsza, bo to jednak piłka
nożna, a na dodatek w ustach Polaka stwierdzenie: „Pobili mnie Czesi”, brzmi
niemal tak dobitnie jak pamiętna Allenowska deklaracja ze „Śpiocha”: „Jestem
skrajnym pacyfistą. Zostałem pobity przez kwakrów”. Tyle wystarczy, bo szkoda
miejsca na dalszą litanię polskich przegranych bojów w nieskończenie idiotyczny
sposób przekuwanych w powody do patriotycznej dumy.
Za
każdym razem, kiedy po raz kolejny jestem świadkiem perwersyjnego napawania się
klęską lub zbiorowego odurzania wspomnieniem tejże, przychodzi mi na myśl
stary, zapomniany dziś nieco szkic Freuda zatytułowany „›Dziecko jest bite‹.
Przyczynek do wiedzy o powstawaniu perwersji seksualnych”. Warto przypomnieć go
sobie, bo może okazać się, że mówi nam o polskiej kondycji więcej niż
chcielibyśmy przyznać. Mój pomysł nie jest ani nowy, ani oryginalny, ani też
szczególnie skomplikowany. Zacytuję kilka fragmentów tekstu doktora Freuda,
dokonując w nich niewielkiej manipulacji. Będzie ona dość prosta – w każdym
miejscu, w którym pojawi się słowo „dziecko” – zastąpię je słowem „Polak”.
Zacznijmy zatem wraz z wiedeńskim psychiatrą:
„›Polak jest bity‹ – do takiej fantazji
zaskakująco często przyznają się osoby, które zgłosiły się na terapię
analityczną z powodu histerii lub nerwicy natręctw. Jest dość prawdopodobne, że
występuje ona jeszcze częściej u innych osób, które z braku jawnej choroby nie
musiały podejmować leczenia.
Z fantazją tą związane są uczucia
rozkoszy, z powodu których była ona lub nadal jest reprodukowana niezliczoną
ilość razy. Na wyżynach wyobrażanej sytuacji niemal regularnie dochodzi do
zaspokojenia onanistycznego (czyli dokonywanego na genitaliach), zrazu
pożądanego przez osobę, ale tak samo później mimo jej oporu, a więc do
zaspokojenia mającego charakter natręctwa. […]
Można wreszcie stwierdzić, że
pierwsze fantazje tego rodzaju zaczynają występować bardzo wcześnie, z
pewnością jeszcze w wieku przedszkolnym, już w piątym i szóstym roku życia.
Kiedy Polak widzi w szkole, jak nauczyciel bije innych Polaków, przeżycie to na
nowo wywołuje fantazje, jeśli były uśpione, wzmacnia je, jeśli nadal miały
miejsce, i w charakterystyczny sposób modyfikuje ich treść. Od tej chwili
będzie bitych „nieokreślenie wielu” Polaków. […]
Jeśli w starszych klasach zaprzestaje się bicia Polaków,
to wpływ ten jest bardziej niż tylko zastępowany przez oddziaływanie wkrótce
zyskującej na znaczeniu lektury. W środowisku moich pacjentów fantazje bicia
prawie zawsze czerpały nowe podniety z treści tych samych dostępnych Polakom
książek…”
Wystarczy. Znamy to? Oczywiście, znamy
bardzo dobrze. Z tą może różnicą, że od pewnego czasu nikt już, na szczęście,
nie bije Polaków w szkole (praktykują to oni, sądząc po badaniach opinii
publicznej, w domach). Za to w szkole nieustannie opowiada się o „biciu
Polaków” w ramach zajęć historyczno-martyrologiczno-literackich. Wspomaganych
zresztą przez rozliczne starannie zaplanowane inscenizacje (była już, zdaje
się, „Rzeź Pragi”, będzie pewnie i „Rzeź na Wołyniu”). Sam czekam niecierpliwie
na pierwsze rekonstrukcje historycznej klęski siatkarzy polskich w meczu z
Rosją… A lektury…? Ależ owszem, wciąż ten sam arcybogaty zestaw do pobudzania
masturbacyjnego fantazjowania. I, pomyślcie, wszystko to w ramach lektur obowiązkowych!
Nowsi wieszczowie nie ustają w produkcji. Niestrudzony Rymkiewicz napisał już
„Kinderszenen”, by wspomóc obrazami rzezi i krwi niewinnej nieudolne onanistyczne
fantazje młodzieńców marzących przy muzyce Lao Che o „biciu Niemca po kasku”
lub może raczej o „byciu bitym przez Niemca” (niedowiarkom polecam znakomitego
„Nocnego portiera” Liliany Cavani).
Diagnoza doktora Freuda jest prosta –
mamy tu do czynienia z infantylną fantazją onanistyczną, której pożywką stają
się sceny z życia codziennego lub cudze fantazje opublikowane w postaci
książek. My zaś czcimy ją i monumentalizujemy. Ale spójrzmy na to inaczej,
surrealistycznie lub po czesku. Ileż w Polsce jest pomników onanii! Ileż muzeów
masturbacji! Ileż świąt ku czci prześwietnego Onana! Zaprawdę powiadam, nikt
się z nami nie może równać. I tu dygresja. Odwiedziwszy AAAmerykę, Miron
Białoszewski odnotował z aprobatą w swym dzienniku, że w gejowskich kinach
porno, które namiętnie odwiedzał, mieszczą się specjalne pokoje przeznaczone
dla „osobnych przyjemności”. Może należałoby wprowadzić takie dark roomy także
w polskich muzeach katastrof narodowych, aby umożliwić najgorliwszym patriotom
uzyskanie pełnej satysfakcji?
Podkreślę
raz jeszcze, Freud wiążę ten typ fantazjowania bezpośrednio z postawą autoerotyczną.
Mówiąc prościej, „fantazje o byciu bitym” stają się zwykle podstawą dziecięcej
masturbacji. Dziwne, że w Polsce kultywuje ją głównie narodowo-katolicka
prawica. Jeśli mnie pamięć nie myli, katechizm katolicki uznawał dotąd onanię
za grzech. Ale być może nadchodzą lepsze czasy dla Sarmatów-siebielubców.
Panowie szlachta – szable w dłoń!
Kończąc, wyjaśnię
jeszcze dwie kwestie: 1. Tak, Freud był Żydem. 2. Tak, miałem dziadka w
Wehrmachcie.
Fragment tekstu Freuda
w przekładzie Dariusza Rogalskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz