poniedziałek, 17 września 2012

„Polak jest bity” (przyczynek do wiedzy o powstawaniu perwersji patriotycznych)



Legnica, Korsuń, Żółte Wody, Maciejowice, Powstanie Listopadowe, Powstanie Styczniowe, Kampania Wrześniowa, Powstanie Warszawskie, klęska siatkarzy w meczu z Rosją na igrzyskach w Londynie, porażka piłkarzy w meczu z Czechami na Euro 2012. Ta druga, wbrew temu, co twierdzą media – o wiele dotkliwsza, bo to jednak piłka nożna, a na dodatek w ustach Polaka stwierdzenie: „Pobili mnie Czesi”, brzmi niemal tak dobitnie jak pamiętna Allenowska deklaracja ze „Śpiocha”: „Jestem skrajnym pacyfistą. Zostałem pobity przez kwakrów”. Tyle wystarczy, bo szkoda miejsca na dalszą litanię polskich przegranych bojów w nieskończenie idiotyczny sposób przekuwanych w powody do patriotycznej dumy.
Za każdym razem, kiedy po raz kolejny jestem świadkiem perwersyjnego napawania się klęską lub zbiorowego odurzania wspomnieniem tejże, przychodzi mi na myśl stary, zapomniany dziś nieco szkic Freuda zatytułowany „›Dziecko jest bite‹. Przyczynek do wiedzy o powstawaniu perwersji seksualnych”. Warto przypomnieć go sobie, bo może okazać się, że mówi nam o polskiej kondycji więcej niż chcielibyśmy przyznać. Mój pomysł nie jest ani nowy, ani oryginalny, ani też szczególnie skomplikowany. Zacytuję kilka fragmentów tekstu doktora Freuda, dokonując w nich niewielkiej manipulacji. Będzie ona dość prosta – w każdym miejscu, w którym pojawi się słowo „dziecko” – zastąpię je słowem „Polak”. Zacznijmy zatem wraz z wiedeńskim psychiatrą:
„›Polak jest bity‹ – do takiej fantazji zaskakująco często przyznają się osoby, które zgłosiły się na terapię analityczną z powodu histerii lub nerwicy natręctw. Jest dość prawdopodobne, że występuje ona jeszcze częściej u innych osób, które z braku jawnej choroby nie musiały podejmować leczenia.
            Z fantazją tą związane są uczucia rozkoszy, z powodu których była ona lub nadal jest reprodukowana niezliczoną ilość razy. Na wyżynach wyobrażanej sytuacji niemal regularnie dochodzi do zaspokojenia onanistycznego (czyli dokonywanego na genitaliach), zrazu pożądanego przez osobę, ale tak samo później mimo jej oporu, a więc do zaspokojenia mającego charakter natręctwa. […]
            Można wreszcie stwierdzić, że pierwsze fantazje tego rodzaju zaczynają występować bardzo wcześnie, z pewnością jeszcze w wieku przedszkolnym, już w piątym i szóstym roku życia. Kiedy Polak widzi w szkole, jak nauczyciel bije innych Polaków, przeżycie to na nowo wywołuje fantazje, jeśli były uśpione, wzmacnia je, jeśli nadal miały miejsce, i w charakterystyczny sposób modyfikuje ich treść. Od tej chwili będzie bitych „nieokreślenie wielu” Polaków. […]
            Jeśli w starszych klasach zaprzestaje się bicia Polaków, to wpływ ten jest bardziej niż tylko zastępowany przez oddziaływanie wkrótce zyskującej na znaczeniu lektury. W środowisku moich pacjentów fantazje bicia prawie zawsze czerpały nowe podniety z treści tych samych dostępnych Polakom książek…”
Wystarczy. Znamy to? Oczywiście, znamy bardzo dobrze. Z tą może różnicą, że od pewnego czasu nikt już, na szczęście, nie bije Polaków w szkole (praktykują to oni, sądząc po badaniach opinii publicznej, w domach). Za to w szkole nieustannie opowiada się o „biciu Polaków” w ramach zajęć historyczno-martyrologiczno-literackich. Wspomaganych zresztą przez rozliczne starannie zaplanowane inscenizacje (była już, zdaje się, „Rzeź Pragi”, będzie pewnie i „Rzeź na Wołyniu”). Sam czekam niecierpliwie na pierwsze rekonstrukcje historycznej klęski siatkarzy polskich w meczu z Rosją… A lektury…? Ależ owszem, wciąż ten sam arcybogaty zestaw do pobudzania masturbacyjnego fantazjowania. I, pomyślcie, wszystko to w ramach lektur obowiązkowych! Nowsi wieszczowie nie ustają w produkcji. Niestrudzony Rymkiewicz napisał już „Kinderszenen”, by wspomóc obrazami rzezi i krwi niewinnej nieudolne onanistyczne fantazje młodzieńców marzących przy muzyce Lao Che o „biciu Niemca po kasku” lub może raczej o „byciu bitym przez Niemca” (niedowiarkom polecam znakomitego „Nocnego portiera” Liliany Cavani).
Diagnoza doktora Freuda jest prosta – mamy tu do czynienia z infantylną fantazją onanistyczną, której pożywką stają się sceny z życia codziennego lub cudze fantazje opublikowane w postaci książek. My zaś czcimy ją i monumentalizujemy. Ale spójrzmy na to inaczej, surrealistycznie lub po czesku. Ileż w Polsce jest pomników onanii! Ileż muzeów masturbacji! Ileż świąt ku czci prześwietnego Onana! Zaprawdę powiadam, nikt się z nami nie może równać. I tu dygresja. Odwiedziwszy AAAmerykę, Miron Białoszewski odnotował z aprobatą w swym dzienniku, że w gejowskich kinach porno, które namiętnie odwiedzał, mieszczą się specjalne pokoje przeznaczone dla „osobnych przyjemności”. Może należałoby wprowadzić takie dark roomy także w polskich muzeach katastrof narodowych, aby umożliwić najgorliwszym patriotom uzyskanie pełnej satysfakcji?
Podkreślę raz jeszcze, Freud wiążę ten typ fantazjowania bezpośrednio z postawą autoerotyczną. Mówiąc prościej, „fantazje o byciu bitym” stają się zwykle podstawą dziecięcej masturbacji. Dziwne, że w Polsce kultywuje ją głównie narodowo-katolicka prawica. Jeśli mnie pamięć nie myli, katechizm katolicki uznawał dotąd onanię za grzech. Ale być może nadchodzą lepsze czasy dla Sarmatów-siebielubców. Panowie szlachta – szable w dłoń!

Kończąc, wyjaśnię jeszcze dwie kwestie: 1. Tak, Freud był Żydem. 2. Tak, miałem dziadka w Wehrmachcie.

Fragment tekstu Freuda w przekładzie Dariusza Rogalskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz