Pominąwszy okres
młodzieńczych fascynacji czytelniczych okresu szkolnego, gdy połykałem
kilogramy tomów Nienackiego, Szklarskiego i Joe’go Alexa (Słomczyńskiego), w moim
życiu było w zasadzie tylko dwóch ważnych polskich pisarzy: Lem i Gombrowicz
(jeśli zaś dodamy jeszcze poetę, Białoszewskiego, to właściwie mamy komplet).
Lema pokochałem, gdy niemal zadławiłem się ze śmiechu w trakcie lektury
„Dzienników gwiazdowych” (minęły lata, nim uzmysłowiłem sobie, że komizm Lema
jest nad wyraz gorzki). Gombrowiczem zachwyciłem się zaś przez przypadek, gdy
pomyłkowo wziąłem „Kosmos” za powieść science fiction i przeczytałem ją, nic
nie rozumiejąc, lecz pozostając z druzgoczącym mózg poczuciem, że człowiek,
który to napisał jest stylistycznym geniuszem (nie wiedziałem bowiem wówczas,
że Gombrowicz już nie żyje).
Z tych właśnie powodów
przeczytałem „Kronosa” zaraz po zakupie, zaczynając lekturę właściwie jeszcze w
drodze do domu, w jednej z toruńskich kawiarni. Prawdę powiedziawszy, nie
liczyłem na wiele, nie sądzę bowiem, żeby Gombrowiczowskie intymności
najintymniejsze mogły przebić pod względem artystycznym wcześniejsze
atlantyckie transy i pornografie autora „Ferdydurki”. A jednak, podobało mi
się… Choć umiarkowanie. Właściwie obyło się bez zaskoczeń. Nie sądzę bym
wiedział teraz więcej o Gombrowiczu – narcystycznym, zakochanym w sobie,
rozczulającym się nad sobą, małostkowym, pozerskim i kłótliwym „ja ja ja”.
„Kronos” – imponująco opracowany redakcyjnie, obudowany przypisami i kontekstem
faktograficznym, poprzedzony „Wstępem” i zakończony „Posłowiem” jest jednak
interesujący z innego przede wszystkim powodu – z powodu tego, czego w tej
edycji brakuje. Słusznie pisze Jerzy Jarzębski, że głównymi obszarami
autorskiego zainteresowania pozostają w „Kronosie” zdrowie, seks i ekonomia (w
istocie zaś ciało – jego dolegliwości i rozkosze) – literatura zdaje się być li
tylko ich dyskretną towarzyszką. Sam Gombrowicz podsumowuje kolejne lata prostymi
ocenami swej aktywności w tych właśnie, a nie innych, dziedzinach (pisząc np.
„znośnie”, „jako tako” etc.). Mamy tu zatem bezlik bohaterów Gombrowiczowskiej
„życioopowieści” – w różnych jej wątkach: zdrowotnych (dobrzy i źli lekarze,
skuteczni dentyści), finansowych (donatorzy, pożyczkodawcy i skąpi
przyjaciele), erotycznych (kurwy, „chłopcy”, „przyjaciółki”). Wszyscy oni
staranie rozszyfrowani i opisani w notach redakcyjnych. A właściwie prawie
wszyscy… Swe noty biograficzne mają i koledzy z Banco Polaco, koledzy z czasów
młodości, poeci skali mniejszej i najmniejszej, mecenasi, lekarze, politycy,
nad wyraz dalecy krewni i powinowaci, itd., itd. Nie mają ich natomiast
kochankowie i kochanki Gombrowicza – którzy w całej tej ludzkiej masie
pozostają anonimowi, pozbawieni twarzy (brak ich na zdjęciach) i personaliów (w
przypisach). Oczywiście – częściowo jest to uzasadnione ich faktyczną
anonimowością w zapiskach Gombrowicza – trudno wszak powiedzieć, kim była
zagadkowa „Muchacha – puta” z października roku 1950. Niekiedy jednak wiadomo
zadziwiająco wiele. O takiej na przykład Pankiewiczównie, która pojawia się w
notatkach dwukrotnie – w roku 1936 obok „służącej” i „tej urzędniczki w zbożu”,
a także w roku 1937 obok „tej kurwy” i „służącej” (znów – ale czy tej samej?).
Kim była Pankiewiczówna, która co najmniej dwukrotnie umiliła życie
Gombrowiczowi? Czyżby nie zasługiwała na wzmiankę w przypisach, na notkę
biograficzną choćby? Czy to wstyd przespać się z wybitnym pisarzem? Z pisarzem?
Z młodym mężczyzną po prostu? Czy darczyńcy, pożyczkodawcy, mecenasi, dentyści
a nawet dermatolodzy borykający się ze skutkami Gombrowiczowskich przygód
miłosnych „w zbożu i na morzu” zasługują na więcej uwagi niż rozkoszna (czy?
być może? niezbyt?) Pankiewiczówna? Czy chodzi o dobre imię? Czy o nieważną
sferę życia pisarza (nieprawda – sam Jarzębski pisze, że było zaskakująco
obfite i urozmaicone – czy to źle?)? Czy może o niewyartykułowane wprost ślady
pruderii, judeochrześcijańskiej episteme, która każe zapominać, że pisarze też
„ten tego i to w to” itd.? Czy miłośnicy i miłośniczki (tak, wiem, że to
dwuznaczne) Gombrowicza nie zasługują na przypomnienie? Ludzie, jeśli dajecie
nam biogram kogoś, kto pożyczył Gombrowi 35$, powiedzcie nam także (tym
bardziej!), kim była Pankiewiczówna! Pankiewiczówny nogę, nowoczesną, nowiutką,
świeżą, w modnych tenisowych spodniach opiewać chcę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz