River
of shit,
River of shit,
Flow on, flow on, river of shit,
Right from my toes,
On up to my nose,
Flow on, flow on, river of shit.
River of shit,
Flow on, flow on, river of shit,
Right from my toes,
On up to my nose,
Flow on, flow on, river of shit.
The Fugs
Od pewnego czasu jako tekst „kanoniczny” na zajęciach z
„antropologii kultury popularnej” omawiam nie wnikliwy szkic Johna Fiske’a, ani
też semiotyczną dekosntrukcję pop-mitu autorstwa Rolanda Barthesa, lecz zabawne
opowiadanko science fiction znakomitego nowelisty, Paola Bacigalupiego, „Pompa
nr 6”. Czynię to zaś nie ze słabości do fantastyki naukowej, która dała mi
magisterium i stopień doktorski, lecz z absolutnie racjonalnego przekonania, że
tekst ów jest diagnostycznie trafny i prognostycznie przekonujący. Mam tu
oczywiście na myśli sytuację polskiego szkolnictwa wyższego w (bardzo) nieodległej
przyszłości. Dlaczego…?
Czy pamiętacie nieskomplikowaną fabułkę tej noweli? Nie… Przypomnę
zatem w najwyższym skrócie:
Nowy Jork w niedalekiej przyszłości – życie mieszkańców, choć
skromnie, płynie jednak we względnym komforcie zapewnianym przez rozmaite
udogodnienia technologiczne, co pozwala obywatelom metropolii pławić się w
przyjemnościach ciała: imprezach, seksie, narkotykach. Życie to – w krzywym
zwierciadle – obrazują bandy „trogli”, opóźnionych umysłowo hedonistów,
będących ofiarami nieudanych eksperymentów biologicznych – i skupionych na
radosnym kopulowaniu w parkach i na ulicach. Jak dotąd Bacigalupi podąża
wiernie śladem H.G. Wellsa i jego infantylnych arystokratów – Elojów,
zaludniających uniwersum przyszłości w „Wehikule czasu”. Jednakże w świecie
„Pompy numer 6” technologia zaczyna się gwałtownie starzeć, zaś jej rozliczne
cuda i cudeńka powoli lecz systematycznie odmawiają posłuszeństwa. Symbolem
tych zmian staje się awaria tytułowej „pompy numer 6” w miejskiej przepompowni
ścieków. Czym ona grozi?
„A my tu jesteśmy w samym dole rzeki. Spływa do nas nie tylko
nasze gówno, ale wszystkich z góry rzeki. Pompy naszej stacji ciągną wodę spod
ziemi, albo oczyszczają tę, co przypływa rurami z jezior na północy stanu.
Przynajmniej w teorii. Ja tego nie kupuję; widziałem, ile wody tędy przepływa,
nie ma mowy, żeby to wszystko szło z jezior”. Gdyby pompa miała stanąć, „nie
szedłbym teraz ulicą, ale płynął rzeką Broadway, z mieszaniną gówna i
chemikaliów”. Coś zatem trzeba zrobić. Tylko co, skoro w całej stacji pomp są
sami techniczni, znający się na obsłudze wyłączników, ale nie ma nikogo, kto
potrafiłby choćby przeczytać instrukcję obsługi pompy – „Jakbym patrzył na
egipskie hieroglify. Coś w tym było, ale nie miałem pojęcia, co z tym zrobić”.
Jedyny ratunek w uniwersytecie. Niestety ten okazuje się pusty, był bowiem
rozsadnikiem wiedzy niepraktycznej i zupełnie, w świecie technologicznych
cudów, zbędnej. Bohater zastaje tam wyłącznie opuszczone sale i wdowę po
ostatnim profesorze, pilnującą zakurzonej biblioteki. Zapomniałbym – są jeszcze
poststudenci – kopulujący radośnie na akademickim dziedzińcu. Bohater chwyta
więc przypadkowe podręczniki i wraca do domu, fantazjując o rzekach gówna
płynących Broadwayem. Koniec.
Oczywiście, można uznać, że przedstawiona przez Bacigalupiego
metafora zalania cywilizacji przez rzeki gówna jest niezbyt wyszukana i nazbyt
dosłowna. O ile jest to w ogóle metafora! Oto bowiem otwieram znakomitą książkę
Suketu Mehty „Maximum City. Bombaj” – wstrząsający obraz kilku lat spędzonych w
indyjskiej metropolii – i czytam w niej następujące zdania:
„Każdego ranka widzę z okna mojego gabinetu mężczyzn
wypróżniających się na nadmorskich skałach. Dwa razy dziennie, w czasie
odpływu, obrzydliwy smród unosi się z tych skał i wdziera do wartych pół
miliona dolarów mieszkań w blokach położonych na wschód od nich. Prahlad
Kakkar, twórca filmów reklamowych, nakręcił dokument pod tytułem „Bumbay” –
film o sraniu w metropolii. Użył ukrytych kamer, by sfilmować ludzi srających w
toaletach w całym wyspiarskim mieście. To jednak dopiero połowa opowieści,
powiedział mi. ›Połowa populacji nie ma toalety, w której mogłaby srać, więc
robi to na zewnątrz. To pięć milionów ludzi. Jeśli każdy z nich wysra pół kilo,
daje to dwa i pół miliona kilogramów gówna każdego dnia‹”.
Problem kanalizacji jest w istocie jednym z motywów przewodnich
książki Mehty. I nie chodzi tylko o kanalizowanie wzbierającej rzeki gówna, ale
także o płynące swobodnie potoki nienawiści – rasowej, kastowej i religijnej,
które rozlewają się od czasu do czasu (lecz systematycznie i w sposób
nieunikniony) po mieście – od slamsów po dzielnice willowe. Co stanie się, gdy
wszystkie pompy odmówią posłuszeństwa?
Cóż to jednak ma wspólnego z sytuacją polskiego szkolnictwa
wyższego w (bardzo) nieodległej przyszłości? Już wyjaśniam. Nie będę w tym
miejscu wytaczał argumentów krytycznych wobec kierunku reform kształcenia
akademickiego, jakie wzbierają (tak, tak!) w naszym kraju od lat kilkunastu,
gdyż zrobili to już wielokrotnie ludzie mądrzejsi i bardziej doświadczeni ode
mnie. Ograniczę się do jednego tylko przykładu, którego konsekwencje doskonale
ilustruje nowela Bacigalupiego. Nazwę go dla wygody „czarnym PR humanistyki” –
choć rzecz dotyczy w istocie podawania w wątpliwość sensowności kształcenia
akademickiego we wszystkich zakresach. Na ów „czarny PR humanistyki” składa się
głównie jej nieużyteczność, której kanonicznym przykładem jest brak
zastosowania wiedzy z takich dziedzin, jak filologia klasyczna, język
starocerkiewnosłowiański czy filozofia. Nie da się ich bowiem w żaden sposób
powiązać z rynkiem – co niedawno w zabawny sposób skomentował twórca mema o
biznesmenach poszukujących pracownika „z biegłą znajomością scs-u”. Studia
humanistyczne (filologiczne, filozoficzne) – jako czysto akademickie – stały
się zatem obiektem żartów, drwin i właśnie „czarnego PR” – bo „nie ma po nich
pracy”, nie ma ich wśród „kierunków zamawianych”, nie gwarantują prestiżu –
skupiają się na tak egzotycznych wartościach, jak transmisja wiedzy,
kompetencje poznawcze, interpretowanie tekstów, jakość dyskursu publicznego,
teoria komunikacji, akty mowy itd., itp. A przecież liberalny, kapitalistyczny,
ekonomiczno-technologiczny system doskonale poradzi sobie bez nich i ich absolwentów.
Cóż jednak stanie się, gdy nawali „pompa numer 6”? Gdy staną wszystkie pompy, a
system zacznie się sypać?
Okazuje się bowiem, a Bacigalupi wie o tym doskonale – tak jak
wiedział i Wells przed stu laty, że czysto praktyczne, techniczne kompetencje
wystarczają, gdy cały system działa bez zarzutu – kiedy jednak zaczyna on
szwankować i trzeba go zresetować, wymagane są kompetencje wykraczające daleko
poza proste umiejętności typu: „włącz – wyłącz”. Pojawia się konieczność
krytycznej i analitycznej lektury tekstu (choćby instrukcji obsługi pompy!),
innowacyjności pozwalającej zakwestionować zastany stan rzeczy, znajomości
języka (i języków), zdolności uczenia się etc., etc. Inaczej popłyną rzeki
gówna i chemikaliów…
I tyle. Czy pamiętacie kolejną zwrotkę „Rzeki gówna”? Nie…? To
przypomnę:
I've
been swimming in this river of shit,
More than 20 years, and I'm getting tired of it,
Don't like swimming, hope it'll soon run dry,
Got to go on swimming, cause I don't want to die.
More than 20 years, and I'm getting tired of it,
Don't like swimming, hope it'll soon run dry,
Got to go on swimming, cause I don't want to die.
Fragment „Pompy numer 6” w przekładzie W. Próchniewicza.
Fragment książki S. Mehty „Maximum City.
Bombaj” w przekładzie M. Bręgiel-Benedyk.
a jeżeli instrukcja obsługi pompy będzie w scs-ie, po starogrecku albo po łacinie? to kto jak nie taki student uratuje nas przed katastrofą;)poza tym umiejętności do kombinowania jakich studenci nabywają na studiach czyli: jak zdać ale się nie nauczyć, jak przeżyć, kiedy w lodówce hula wiatr, jak wykorzystać podstawy retoryki przy informowaniu rodziców, że owszem skończyłem studia ale, już po drugim roku w zupełności predysponują ich do podjęcia pracy w trudnych czasach kapitalizmu;)a poza tym jeżeli już to gówno miałoby spłynąć to mniemam, że przeżyją tylko szczury i studenci;)
OdpowiedzUsuń