Kaseta „Charlie Nothing & Dingulator” rozpoczyna się od obszernej
autorskiej deklaracji, w której muzyk zapowiada, że cała muzyka, jaka dobiegnie
niebawem naszych uszu została zagrana na jednym z „dingulatorów”, zaś dingulator
to w połowie gitara a w połowie rzeźba wykonana w całości z metalu pochodzącego
ze złomowanych aut amerykańskich. Następnie artysta wyznaje: „This Work Is
Dedicated to You. Charlie Nothing Loves You” i rozpoczyna improwizację, która w
uszach odbiorcy osłuchanego z europejską tradycją free improvisation musi wzbudzić skojarzenia z gitarową ekspresją
Dereka Baileya. Kim był autor tego zaskakującego wydawnictwa? Charles Martin Simon (1941-2007) – absolwent rolnictwa i literatury
angielskiej na Rutgers University oraz niepoprawny hipis zaangażowany w
rozmaite działania amerykańskich ruchów
kontrkulturowych: od ekologii i alternatywnego ogrodnictwa po pacyfistyczne
akcje skierowane przeciwko wojnie w Wietnamie. Simon przeżył poważny kryzys
psychiczny po śmierci żony w roku 1965 i odkrywszy, że jego osobowość uległa zupełnej
dezintegracji postanowił poświęcić się sztuce, przybrawszy przydomek „Charlie
Nothing (the Artist)”, z którego przetrwał jednak ostatecznie tylko pierwszy
człon. Spędzał odtąd czas na śmietniskach i złomowiskach, poszukując
alternatywnych stylów życia i miejsc, w których mógłby zrekonstruować od
podstaw swą zdruzgotaną przez depresję tożsamość. Jego wybór padł na
samochodowy złom, dający się z powodzeniem odzyskiwać z wraków amerykańskich aut
i spożytkować estetycznie w procesie twórczym, który połączył rzemiosło, rzeźbę
i muzyczną improwizację. Co ciekawe pierwsze nagrania Charliego nie były związane z gitarowymi
rzeźbami lecz z saksofonem a zostały zarejestrowane jeszcze w roku 1967 i
opublikowane w renomowanej wytwórni płytowej Takoma, założonej w latach 50.
przez „ojca chrzestnego” amerykańskiej „muzyki naiwnej”, Johna Faheya. Album
nosił tytuł „The Psychedelic Saxophone of Charlie Nothing” i
ukazywał Charliego jako improwizującego saksofonistę w otoczeniu muzyków
sięgających po mniej lub bardziej egzotyczne – folkowe bądź etniczne
instrumentarium (conga, gongi, banjo), co sytuowało go między ekscesami
ówczesnej sceny freejazzowej (Braxton, Jarman, Logan) a rodzącą się właśnie
estetyką folkowej psychodelii, do której zbliżał artystę także i fakt pisania
piosenek. Do
żelaznego (nomen omen) repertuaru Charliego należały w owym czasie takie
kontrkulturowe protest songi, jak „Fuck You and Your Stupid Wars” czy „A Pizza
and a Piece of Ass”, których tytuły brzmią wystarczająco wymownie, by określić
ramy światopoglądowe „Pana Nic” – człowieka, zdecydowanego spędzić życie na
złomowisku, by odzyskiwać dla sztuki złomowany metal, przekuwany przezeń w
grające rzeźby-instrumenty.
Ostatecznie
Charlie stworzył coś, co nazywał „Big Dingulator Song Book” (niekiedy zaś
„Big Dingulator Songs Sweet”), a zatem „Dingulatorowy śpiewnik”, w którym
zgromadził większość swych pieśni, piosenek i poematów – zaaranżowanych na
zespół wykorzystujący jego niepowtarzalne instrumentalne rzeźby. Muzyk
występował regularnie z kolejnymi, dość efemerycznymi formacjami, zaś środowiskowa legenda głosi, że w pierwszym
zespole Charliego, grywającym pod nazwą The First Uniphrenic Church and
Bank Band, debiutowała jako wokalistka
nastoletnia Debbie Harry – późniejsza gwiazda Blondie. Charlie Nothing
pozostawił po sobie nieco nagrań wydanych zbiorczo na płycie „40 Years of the Ding: A Charlie
Nothing Anthology” oraz kilkanaście książek poświęconych w przeważającej mierze
tematyce autobiograficznej. Wszystkie wydawnictwa Charliego naznaczone były
niezmiennie znamieniem estetyki Do It Yourself – a więc wymyślone,
zaprojektowane i wykonane przez samego artystę, kontrolującego w sposób
całkowity proces twórczy i wydawniczy. Charlie Nothing objawia się zatem jako
Autor – par excellence. A jednak…
W jego
dziełach ukazuje się nam sztuka zrodzona z melancholii, z próby przezwyciężenia
żałoby, wiodącej do ostatecznego rozpadu osobowości porażonej perspektywą
śmierci i przemijania. Jak bowiem słusznie zauważyła niegdyś Julia Kristeva w
swej książce o depresji: „Jedynie sublimacja opiera się śmierci”. Czyż wolno
zatem dziwić się, że na ów „piękny obiekt”, do którego lgnie depresyjny podmiot
wybrała przedmioty sporządzone z wiecznotrwałej stali – co więcej – przywrócone
do życia w sztuce po (pozornej) śmierci na złomowisku? Czy powinny nas
zaskakiwać dingulatory stworzone z „niczego” (śmieci i odpadków) i z Niczego –
zranionej osobowości Charliego pogrążonego w żałobie, który rekonstruując
instrumenty, odtwarzał w procesie twórczym własną tożsamość (czy sztuczną bo –
w końcu – zrodzoną ze sztuki?).
Myślę o Charliem dość intensywnie,
czytając świetny esej Ciorana „Paleontologia”, w którym opisuje on swe
nieoczekiwane wrażenia wyniesione z wizyty w Muzeum Historii Naturalnej. W owym
„królestwie kości” rumuński filozof odkrył w nagłym przebłysku (nie)religijnej
iluminacji nieusuwalną „zniszczalność ciała”, a więc śmiertelność tego, co
cielesne, pisząc ostatecznie: „Moja wizja ciała jest wizją grabarza, który
otarł się o metafizykę”. Ciało niepokoi i alarmuje, odnotowuje Cioran,
nastrajając człowieka kontemplacyjnie – stąd upodobanie buddyjskich mnichów i
ascetów do odwiedzania placów kremacyjnych – wszak „kontemplowanie okropności
jest drogą wyzwolenia”. Opuściwszy muzeum, Cioran odczuwa wdzięczność za ową
lekcję pokory, jakiej udzieliła ateiście historia naturalna, będąca w istocie
historią przemijania ciał. Tak przedstawia się metafizyka dostępna sceptykowi,
który zastępuje place krematoryjne sterylnymi salami muzeum paleontologicznego,
gdzie może medytować w spokoju, kontemplując umysłem uzbrojonym w „mędrca
szkiełko i oko” szkielety swych ludzkich i nieludzkich przodków. A Charlie…
Myślę
o jego wizytach na złomowiskach, na których musiał kontemplować obraz
stłoczonych samochodowych wraków, by wybrać dla siebie te strzępy metalu, które
da się ocalić i przekuć w muzyczne instrumenty. Czy był on, Charlie (który stał
się Niczym), pierwszym praktykiem ponowoczesnej mistyki, medytującym nad
przemijaniem wszelkiego świata – nawet nieożywionego nigdy świata maszyn?
Fragment
eseju Ciorana w przekładzie Ireneusza Kani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz