niedziela, 21 października 2012

It’s Nothing Charlie, Charlie Nothing…



Kaseta „Charlie Nothing & Dingulator” rozpoczyna się od obszernej autorskiej deklaracji, w której muzyk zapowiada, że cała muzyka, jaka dobiegnie niebawem naszych uszu została zagrana na jednym z „dingulatorów”, zaś dingulator to w połowie gitara a w połowie rzeźba wykonana w całości z metalu pochodzącego ze złomowanych aut amerykańskich. Następnie artysta wyznaje: „This Work Is Dedicated to You. Charlie Nothing Loves You” i rozpoczyna improwizację, która w uszach odbiorcy osłuchanego z europejską tradycją free improvisation musi wzbudzić skojarzenia z gitarową ekspresją Dereka Baileya. Kim był autor tego zaskakującego wydawnictwa? Charles Martin Simon (1941-2007) – absolwent rolnictwa i literatury angielskiej na Rutgers University oraz niepoprawny hipis zaangażowany w rozmaite  działania amerykańskich ruchów kontrkulturowych: od ekologii i alternatywnego ogrodnictwa po pacyfistyczne akcje skierowane przeciwko wojnie w Wietnamie. Simon przeżył poważny kryzys psychiczny po śmierci żony w roku 1965 i odkrywszy, że jego osobowość uległa zupełnej dezintegracji postanowił poświęcić się sztuce, przybrawszy przydomek „Charlie Nothing (the Artist)”, z którego przetrwał jednak ostatecznie tylko pierwszy człon. Spędzał odtąd czas na śmietniskach i złomowiskach, poszukując alternatywnych stylów życia i miejsc, w których mógłby zrekonstruować od podstaw swą zdruzgotaną przez depresję tożsamość. Jego wybór padł na samochodowy złom, dający się z powodzeniem odzyskiwać z wraków amerykańskich aut i spożytkować estetycznie w procesie twórczym, który połączył rzemiosło, rzeźbę i muzyczną improwizację. Co ciekawe pierwsze nagrania Charliego nie były związane z gitarowymi rzeźbami lecz z saksofonem a zostały zarejestrowane jeszcze w roku 1967 i opublikowane w renomowanej wytwórni płytowej Takoma, założonej w latach 50. przez „ojca chrzestnego” amerykańskiej „muzyki naiwnej”, Johna Faheya. Album nosił tytuł „The Psychedelic Saxophone of Charlie Nothing” i ukazywał Charliego jako improwizującego saksofonistę w otoczeniu muzyków sięgających po mniej lub bardziej egzotyczne – folkowe bądź etniczne instrumentarium (conga, gongi, banjo), co sytuowało go między ekscesami ówczesnej sceny freejazzowej (Braxton, Jarman, Logan) a rodzącą się właśnie estetyką folkowej psychodelii, do której zbliżał artystę także i fakt pisania piosenek. Do żelaznego (nomen omen) repertuaru Charliego należały w owym czasie takie kontrkulturowe protest songi, jak „Fuck You and Your Stupid Wars” czy „A Pizza and a Piece of Ass”, których tytuły brzmią wystarczająco wymownie, by określić ramy światopoglądowe „Pana Nic” – człowieka, zdecydowanego spędzić życie na złomowisku, by odzyskiwać dla sztuki złomowany metal, przekuwany przezeń w grające rzeźby-instrumenty.

Ostatecznie Charlie stworzył coś, co nazywał „Big Dingulator Song Book” (niekiedy zaś „Big Dingulator Songs Sweet”), a zatem „Dingulatorowy śpiewnik”, w którym zgromadził większość swych pieśni, piosenek i poematów – zaaranżowanych na zespół wykorzystujący jego niepowtarzalne instrumentalne rzeźby. Muzyk występował regularnie z kolejnymi, dość efemerycznymi formacjami, zaś środowiskowa legenda głosi, że w pierwszym zespole Charliego, grywającym pod nazwą The First Uniphrenic Church and Bank Band, debiutowała jako wokalistka nastoletnia Debbie Harry – późniejsza gwiazda Blondie. Charlie Nothing pozostawił po sobie nieco nagrań wydanych zbiorczo na płycie „40 Years of the Ding: A Charlie Nothing Anthology” oraz kilkanaście książek poświęconych w przeważającej mierze tematyce autobiograficznej. Wszystkie wydawnictwa Charliego naznaczone były niezmiennie znamieniem estetyki Do It Yourself – a więc wymyślone, zaprojektowane i wykonane przez samego artystę, kontrolującego w sposób całkowity proces twórczy i wydawniczy. Charlie Nothing objawia się zatem jako Autor – par excellence. A jednak…


W jego dziełach ukazuje się nam sztuka zrodzona z melancholii, z próby przezwyciężenia żałoby, wiodącej do ostatecznego rozpadu osobowości porażonej perspektywą śmierci i przemijania. Jak bowiem słusznie zauważyła niegdyś Julia Kristeva w swej książce o depresji: „Jedynie sublimacja opiera się śmierci”. Czyż wolno zatem dziwić się, że na ów „piękny obiekt”, do którego lgnie depresyjny podmiot wybrała przedmioty sporządzone z wiecznotrwałej stali – co więcej – przywrócone do życia w sztuce po (pozornej) śmierci na złomowisku? Czy powinny nas zaskakiwać dingulatory stworzone z „niczego” (śmieci i odpadków) i z Niczego – zranionej osobowości Charliego pogrążonego w żałobie, który rekonstruując instrumenty, odtwarzał w procesie twórczym własną tożsamość (czy sztuczną bo – w końcu – zrodzoną ze sztuki?).

 Myślę o Charliem dość intensywnie, czytając świetny esej Ciorana „Paleontologia”, w którym opisuje on swe nieoczekiwane wrażenia wyniesione z wizyty w Muzeum Historii Naturalnej. W owym „królestwie kości” rumuński filozof odkrył w nagłym przebłysku (nie)religijnej iluminacji nieusuwalną „zniszczalność ciała”, a więc śmiertelność tego, co cielesne, pisząc ostatecznie: „Moja wizja ciała jest wizją grabarza, który otarł się o metafizykę”. Ciało niepokoi i alarmuje, odnotowuje Cioran, nastrajając człowieka kontemplacyjnie – stąd upodobanie buddyjskich mnichów i ascetów do odwiedzania placów kremacyjnych – wszak „kontemplowanie okropności jest drogą wyzwolenia”. Opuściwszy muzeum, Cioran odczuwa wdzięczność za ową lekcję pokory, jakiej udzieliła ateiście historia naturalna, będąca w istocie historią przemijania ciał. Tak przedstawia się metafizyka dostępna sceptykowi, który zastępuje place krematoryjne sterylnymi salami muzeum paleontologicznego, gdzie może medytować w spokoju, kontemplując umysłem uzbrojonym w „mędrca szkiełko i oko” szkielety swych ludzkich i nieludzkich przodków. A Charlie…
Myślę o jego wizytach na złomowiskach, na których musiał kontemplować obraz stłoczonych samochodowych wraków, by wybrać dla siebie te strzępy metalu, które da się ocalić i przekuć w muzyczne instrumenty. Czy był on, Charlie (który stał się Niczym), pierwszym praktykiem ponowoczesnej mistyki, medytującym nad przemijaniem wszelkiego świata – nawet nieożywionego nigdy świata maszyn?

Fragment eseju Ciorana w przekładzie Ireneusza Kani.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz