niedziela, 14 kwietnia 2013

Gitary zdobędą wiosnę (C, F, C, C7)…



Pierwsze ciepłe dni tej nieśpiesznej wiosny kojarzą mi się z dźwiękami gitary. A to za sprawą dwóch wydawnictw płytowych, które wpadły mi w ręce w ostatnim czasie. Pierwszym z nich jest zestaw albumów opublikowanych w koordynowanej przez Michała Liberę serii Populista – wydawanej przez Bȏłt Records. „United States of America Triptych” – to w istocie dźwiękowa dokumentacja cyklu spotkań muzycznych zorganizowanych w październiku 2012 roku w warszawskim klubie „Powiększenie” – poświęconych w całości muzyce amerykańskiej, ze szczególnym skupieniem uwagi na fenomenie bluesa. Trzy półgodzinne występy (re)kombinowanych składów instrumentalistów i wokalistów-lektorów (m.in. David Grubbs, David Maranha, DJ Lenar, Małgorzata Penkalla, Andrea Belfi, Pete Simonelli) i trzy części amerykańskiej opowieści: „1939 Southern Recording Trip Fieldnotes”, „Ten Intrusions”, „Vanishing Point: How to Disappear in America without a Trace”. 

W każdej z nich – pośród rozmaitych obiektów dźwiękowych – ludzki głos i gitara w roli głównej. A przy tym podjęty przez artystów wysiłek ma w istocie charakter niemalże archeologiczny – o czym przypominają nie tylko  (re)cytowane przez wokalistów fragmenty tekstów Johna Lomaxa i Susanne Bürner – relacjonujących rozmaite „amerykańskie przypadki”, ale także wplatane w muzyczną tkankę koncertu przez DJ Lenara audiowykopaliska z Lomaxowego archiwum. Proste, surowe i nie pozbawione hałaśliwej drapieżności frazy gitary dryfują z prądem muzycznej narracji, której w tle towarzyszą stłumione ascetycznie, minimalistyczne tony organów Davida Maranhy, brzmiącego tutaj niczym nieśmiały uczeń genialnej Aminy Myers (co jest komplementem). Głosy lektorów budują opowieść, w której odradza się historia amerykańskiego bluesa z jego uwikłaniami w społeczny, polityczny i duchowy kontekst Czarnej Ameryki. Archiwalne dokumenty nabierają raz jeszcze wymiaru sztuki, dobyte z nierozróżnialnej domeny szumów i trzasków.

Wysłuchawszy „Amerykańskiego tryptyku” Bȏłta, sięgam po „Siedem pieśni miejskich” projektu Niski Szum, w którym ukrywa się, znany skądinąd, Marcin Dymiter. „Songs from  the Woods” – a więc „Pieśni z lasu” – były moim zdaniem jedną z najlepszych polskich płyt 2011 roku, zaznaczając zarazem wyrazisty powrót Marcina do brzmienia elektrycznej gitary – prostego i nawet nieco rozmarzonego, ale nie pozbawionego soczystego, bluesowego posmaku, który kazał mi myśleć o albumach takich, jak choćby „Holy Letters” (który przed laty ponad dwudziestu nagrał Hiroyuki Usui). „Leśne pieśni” były zarazem jakąś próbą odczarowania gitary przez ponowne umieszczenie jej w bluesowym kontekście – co w wypadku muzyków polskich nie jest wcale proste – oznacza wszak konieczność borykania się z całym continuum tzw. „polskiego bluesa”, rozciągającego się od estetycznego koszmaru piosenek w rodzaju „Czerwony jak cegła”, po – jak słusznie zauważył niegdyś sam Marcin Dymiter – jedyny polski korzenny utwór bluesowy – „Czarny chleb i czarna kawa”. „Siedem pieśni miejskich” dotyka innych zgoła przestrzeni. Tu gitara elektryczna jest minimalistyczna i zapętlona, replikując w nieskończoność proste frazy i spiętrzając repetycje, budujące swoistą ścianę dźwięków (choć to zapewne filigranowa ścianka z wikliny!) dla równie oszczędnych fraz barytonowych skrzypiec Olgi Hanowskiej. Tłem tła są zaś płynące swobodnie dźwięki dobyte z miejskiej sonosfery przez kolektyw Urban Audio. Bluesa tu jakby mniej – choć kryje się on chyba w duchu tej muzyki, tak jak krył się przed laty w pierwszych nagraniach amerykańskich minimalistów: Rileya, Glassa i Reicha, których twórczość przywodzą na myśl „miejskie pieśni” Dymitera. To dobry album dojrzałego i świadomego swego warsztatu muzyka.
Zapoznawszy się z „gitarowymi” wydawnictwami z ostatnich miesięcy, nabieram powoli przekonania, że dręczący mnie od pewnego czasu naukowo-artystyczny koncept poświęcony dekonstrukcji gitary i rekonstrukcji bluesa w sztuce ostatnich dziesięcioleci wart jest poważnego rozpatrzenia. Zaczynam więc powoli przymierzać się do realizacji tego pomysłu, rozpuszczając wici i tą, blogową drogą!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz