Przeczytałem
„krytycznopolityczną” edycję przewodnika The Wire po muzyce i muszę z
przykrością stwierdzić, że polskie wydanie tej książki to jawna paździerz.
Zawsze uważałem, że dobrze jest, jeśli tłumacze mają choć blade pojęcie o
materii, której dotyka tekst tłumaczony. Kiedy w rozdziale o ruchu Tropicalia
przeczytałem o niejakim Astrudzie Gilberto (pewnie wokaliście), pomyślałem, że
to drobiazg, ale potem literówki spiętrzają się niczym gitarowe frazy Dereka
Baileya, a poziom redakcji merytorycznej woła o pomstę do „gwiaździstego
nade mną”. Dla przykładu wybieram li tylko, bez większego
trudu, bzdury z polskiego przekładu (Dominiki Dymińskiej) świetnego rozdziału
Davida Keenana o Fire Music:
1. Językowo-stylistyczne:
- o „Black Woman” Sharrocka: „Ale
to „Portrait of Linda in Three Colours, All Black” najgłębiej porusza, z całą
zabawną próbą Milforda Gravesa, który usiłować ograniczyć się do standardowego
taktu 4/4”. Czy ktoś zrozumiał o co tu chodzi? I czemu zrobiono to
najpiękniejszemu utworowi Sonny’ego Sharrocka?
2. Merytoryczne:
- o „Mama Too Tight” Sheppa: „grających na
trąbce Roswella Rudda i Grachana Moncura III”. Pomijam litościwie pytanie o to,
dlaczego Moncur i Rudd mieliby grać na jednej trąbce? Rzecz w tym, że obaj
panowie to wybitni puzoniści, a „trombone” w języku angielskim to puzon a nie
trąbka (trumpet).
- o Williamie Parkerze: „Basiści tacy jak William Parker, który do
dziś uważany jest za gwiazdę Lower East
Side, czy lider zespołu In Order To Survive i Little Huey Orchestra, David S.
Ware, nagrali wtedy swe pierwsze albumy”. Mój Boże, czego tu nie ma! To Parker
był i jest liderem In Order To Survive i Little Huey Orchestra, nie Ware, który
na dodatek nie był basistą lecz saksofonistą tenorowym. I Keenan o tym
doskonale wie (ale pani Dominika już nie). Kiedy zaś zerkam do oryginału,
niechlujstwo tłumaczenia zaczyna mnie przerażać: „Bassist William Parker,
nowadays the Lower East Side’s very own lightning rod, bass player with David
S. Ware and leader of ensembles In Order To Survive and Little Huey Orchestra,
made his first recordings during this period”. Poprawcie mnie, jeśli bredzę:
skoro „bass player with” to znaczy, że Parker był basistą u Ware’a, a nie, że
obaj grali na kontrabasach; a jeśli „made his first recordings” – to przecież
nagrania były „jego” nie „ich”.
-
o składach Ware’a: „Kwartet złożony z Parkera, perkusisty Susiego Ibarry…”. Słodki
Cthulhu! Susie Ibarra – to kobieta, pierwszorzędna perkusistka, wystarczy „wguglać”!
Nie
chce mi się dalej wyliczać. Koledzy i koleżanki z „Krytyki Politycznej” –
książki się nie tylko wydaje, ale także (wcześniej) redaguje – językowo a nawet
merytorycznie. Inaczej zostaje wstyd. I paździerz…
PS
Na zdjęciu - Susie Ibarra przy perkusji.
zazwyczaj jak ktoś sobie dmucha w saks tenorowy to umie też zagrać coś na innych instrumentach dętych, najczęściej chyba saksofonach, dlatego też głupio troszkę nazywać muzyków niektórych 'saksofonistami tenorowymi', bo to jak nazywać Carsona McWhirtera gitarzystą elektrycznym albo Zachary'ego Hilla perkusistą elektroniczno-akustycznym. A 'Once Upon a Time' ładniejsze z 'Ask the Ages' :3
OdpowiedzUsuńCóż, to pewnie prawda, ale taki np. Ornette Coleman, jak już zagrał na tenorze, to całą płytę sam zatytułował "Ornette on tenor"... :) Z kolei usłyszeć Zorna grającego na tenorze lub Coltrane'a na alcie to raczej rzadka rzecz. Podobnie z jakichś powodów sami muzycy stosują w opisach płyt rozróżnienie na gitarę akustyczną i elektryczną - może dlatego, że np. Paco de Lucia czy John Fahey rzadko sięgali po elektryczne? Stąd uważam, że w tradycji jazzowej (i klasycznej) rozróżnienie saksofonistów jest zasadne, tak samo jak stwierdzenie, że ktoś gra na skrzypcach, a kto inny na altówce - choć przecież grając na jednym, zagrałby bez trudu i na drugim, prawda? "Once Upon A Time" może i ładniejszy, ale dlatego napisałem, że "Portrait..." piękniejszy. Różnica między ładnym a pięknym jak wiadomo od czasów Kanta jest mniej więcej taka, jak między "Strażą nocną" a "Jeleniem na rykowisku". :)
OdpowiedzUsuń"Cóż, to pewnie prawda, ale taki np. Ornette Coleman, jak już zagrał na tenorze, to całą płytę sam zatytułował .." No tak, aby podkreślić w miarę dystynktywny charakter tego albumu ale nie nazwałbym Colemana saksistą tenorowym, ani altowym. Po prostu saksistą, bo grał na różnych, podobnie jak Colin Stetson. Kategoryzowanie Johna Fahey jako gitarzysty akustycznego mogę jednak zrozumieć, bo rzeczywiście stosunkowo niespotykanym jest usłyszeć jego grę na innym instrumencie.
OdpowiedzUsuńNie jestem pewien, czy daje się to tak łatwo i selektywnie zastosować. Jeśli bowiem nie ma sensu odróżniać saksofonistów, to nie ma powodu rozróżniać także instrumentalistów w ramach innych grup instrumentów. Weźmy np. instrumenty perkusyjne - należą do nich tabla, gong i wibrafon. Zatem grających na nich muzyków można z powodzeniem nazwać po prostu perkusistami. A jednak Zakir Hussain jako wibrafonista i Walt Dickerson jako tablista to dość egzotyczne zestawienia, czyż nie? Zresztą dlaczego zatrzymywać się tylko na saksofonie - wszak do instrumentów dętych drewnianych należą także obój, klarnet i fagot, a przecież Benny Goodman to raczej nie saksofonista.
OdpowiedzUsuńRzecz bowiem w tym, na jakim instrumencie gra (grał) muzyk - nie zaś na jakim mógłby zagrać z równym powodzeniem. Po prostu rozróżnienie oparte na fakcie ma dużo mocniejsze racje empiryczne niż rozróżnienie oparte na możliwości.
Straszne. Szczególnie, że proceder mordowania książek w KP nadal trwa... http://pozapsem.blogspot.com/2013/07/dominika-dyminska-z-niewielka-pomoca.html
OdpowiedzUsuńO ile, kiedy pani D. zabrała się za moją dziedzinę szybko zorientowałam się, że coś jest nie tak, o tyle gdybym czytała tę książce o muzyce, to pewnie bym łykała to wszystko jak młody delfin.