Czytam doskonałą
książkę Grégoire’a Chamayou „Podłe ciała”. W tej fascynującej, foucaultowskiej, jakżeby inaczej!, opowieści
o podatnych ciałach więźniów i niewolników wydanych na pastwę okrucieństwa
medycznych eksperymentów – wola wiedzy splata się nieustannie z pogardą, pychą
i nieskrywaną satysfakcją płynącą z dręczenia ciał w imię nauki, która koniec
końców niezmiennie okazuje się pożądającą instytucjonalnej sankcji przemocą.
Jak bowiem słusznie zauważa Chamayou: „Istnieje historyczny związek pomiędzy
władzą eksperymentowania a władzą karną”. W ten sposób w centrum pola nauki
sytuuje się nieoczekiwanie problem okrucieństwa, gdyż: „przestępca, nieludzki w
swym postępowaniu, może zostać dosłownie odczłowieczony, zdehumanizowany przez
lekarza, który stara się być jak najbardziej użyteczny dla rodzaju ludzkiego”.
W konsekwencji zaś rozmywa się dyskretna granica dzieląca naukowy eksperyment
medyczny od brutalnej kaźni z wykorzystaniem tortur, „która na okrucieństwo
przestępcze odpowiada okrucieństwem legalnym”.
Lektura pracy Chamayou
nakłada mi się na czytanie równie interesującej książki Steve’a Goodmana (znanego
w dubstepowym światku jako Kode9) „Sonic Warfare. Sound, Affect, and the
Ecology of Fear”, w której porusza on problematykę związków dźwięku z przemocą,
emocjami i strachem. Praca Goodmana poświęcona jest w istocie rozmaitym „taktykom
oporu” dźwiękowego – podejmowanym głównie przez Afrykanów w diasporze, dla
których dub, techno czy dubstep stawały się formami konstruowania tożsamości w
sferze okupowanej przez „białą” (pop)kulturę. Goodman konsekwentnie przywołuje
w tym kontekście deleuzjańską kategorię „nomadycznej maszyny bojowej”. Ale
dźwięk może być także potężną formą opresji. Prócz rozmaitych eksperymentów z
„bronią soniczną” – które były zresztą jedną z obsesji Williama Burroughsa
(vide słynny wywiad „Więźniowie całej ziemi, wychodźcie”) – Goodman wspomina
przy tej okazji także „zmilitaryzowany pop” wykorzystany przez Amerykanów
oblegających nuncjaturę apostolską, w której schronił się w 1989 roku Manuel
Noriega po przewrocie w Panamie. Noriega został wówczas zamęczony agresywnymi
dźwiękami głośnych piosenek płynących bez przerwy z głośników ustawionych wokół
budynku. Jak zauważa Goodman, dobór repertuaru również był nieprzypadkowy –
wśród „przebojów” emitowanych przez Amerykanów znajdowała się np. piosenka
„Nowhere to Run” grupy Martha and the Vandellas – już wcześniej jeden z
ulubionych tematów kawalerii powietrznej podczas wojny w Wietnamie,
towarzyszący nalotom na azjatyckie wioski. Nawiasem mówiąc – w repertuarze
amerykańskich żołnierzy w Panamie znajdował się także utwór Neila Younga
„Prisoners of rock’n’roll”. Porzuciwszy Noriegę na pastwę Amerykanów, Goodman
przechodzi z kolei do znanych doskonale przykładów torturowania talibów
przetrzymywanych w Guantanamo rockowymi piosenkami puszczanymi z magnetofonów
stawianych przed celami. Rzecz nie sprowadza się tu oczywiście do „atakowania
hałasem”, lecz do „atakowania hałasem w stylu pop” – muzyką służącą rozrywce,
wykorzystaną w celu zadania bólu bądź wprawienia w stan psychicznego
dyskomfortu. Nie jest to wszak bezprzedmiotowy, abstrakcyjny hałas – dźwiękowy
chaos służący torturom (wspomnijmy choćby scenę w sowieckim więzieniu z
niedawnego filmu „Szpieg”), lecz muzyka służąca zabawie – kumulowaniu
przyjemności płynącej z tańca czy relaksu. Cóż zatem dzieje się, gdy
przeistacza się ona w broń? Czy jest to po prostu nadmiar rozkoszy płynącej z
rozrywki – przeobrażonej w narzędzie tortur? Jeszcze jedna forma Lacanowskiego jouissance? Czy może jednak w tym akcie
ujawnia się faktyczny – opresyjny charakter popkultury: osaczającej,
agresywnej, dławiącej tożsamość przemocą nadmiaru? Wówczas nawet
afroamerykański sabotaż może nas nie ocalić…
Gdy kończę pisać te
słowa, media donoszą wciąż o protestach (podejmowanych w rytmie disco polo –
czyżby była to „nomadyczna maszyna wojenna” Polaków?) mieszkańców Augustowa
rozjeżdżanego przez ciężarówki, emitujące całodobowy hałas drastycznie
przekraczający wszelkie normy ekologiczne, psychologiczne, medyczne etc.
Uświadamiam sobie, że żyjemy w kraju, w którym opresyjny wymiar dźwięków
popkultury wciąż ginie w przemysłowym hałasie usytuowanym na samej krawędzi
tortur – tolerowanych przez państwo.
Fragment książki
Chamayou w przekładzie J. Bodzińskiej i K. Thiel-Jańczuk.
Przypomniałeś mi scenę z pierwszego sezonu "Homeland": http://www.youtube.com/watch?v=_vFPpx61-uM
OdpowiedzUsuń