Pisząc ten krótki
tekst, sytuuję się na dość niewdzięcznej pozycji, należę bowiem raczej do
zakonu piechurów pod wezwaniem Jana Jakuba Rousseau i Fryderyka Nietzschego,
niż do szkoły cyklistów Alfreda Jarry, który tak oto opisywał w swym „Nadsamcu”
szalony pęd rowerzystów, rzucających wyzwanie ekspresowej kolei: „Wtem, niczym
deszcz meteorytów, jęły nas kamienować ciała twarde, a przy tym miękkie,
spiczaste, puszyste, krwawiące, wrzeszczące i posępne, zgarnięte jak muchy w
locie przez nasz pęd…”. Niemniej jednak słuchając zebranych po latach przez
nieocenionych wydawców z EM Records nagrań Richarda Lermana, nie potrafię się
oprzeć urokowi genialnego konceptu „Travelon Gamelon (Music for Bicycles)”.
Historia pomysłu
Lermana sięga roku 1963 i jego rozmów z Davidem Tudorem, dotyczących idei
amplifikowania dźwięków „niemuzycznych”. Początkowo rzecz stanowiła problem
czysto techniczny: Jak nagłośnić rowery? Jak uczynić słyszalnym ignorowany
przez ludzkie ucho dyskretny szum mechanizmu, wibrację szprych w kołach,
brzęczenie blaszek błotników…? Z czasem jednak przerodził się on w koncept
estetyczny, który Lerman zaczął z powodzeniem realizować od połowy lat 70.,
odwołując się do praktyki jawajskiego gamelanu – rozbudowanego zespołu
metalofonów, konstruującego polirytmiczne struktury, wokół których integruje
się grupa muzyków. Premiera ulicznej wersji bicyklowego gamelanu miała miejsce
w roku 1978 w Bostonie – dla jej potrzeb Lerman skonstruował 25 miniaturowych,
przenośnych wzmacniaczy nagłaśniających pracę mechanizmu bicykla. Od tego czasu
kilkudziesięcioosobowe grupy rowerowych perkusistów przemierzały ulice
Pittsburga i Wellington, aleje miast w Argentynie i Chile, promenady w
Australii i Azji oraz, jakżeby inaczej – wszak chodzi o rowery – uliczki Amsterdamu!
W tym czasie także sam koncept rozrósł się i oprócz ulicznego rajdu rowerowego,
w czasie którego konstytuowała się „akustyczna masa krytyczna” cyklistów,
zaczął obejmować również występy rowerzystów eksplorujących brzmieniowy
potencjał swych wehikułów przy użyciu śrubokrętów, kluczy i innych narzędzi do „stukania,
szarpania i pocierania”. Sam Lerman zaczął zaś rozpisywać określone partie
instrumentalne i muzyczne struktury swej kompozycji – otwartej na przypadek i
nigdy nie zakończonej…
Lerman nie ukrywa przy
tym, że jego akcje mają charakter nie tylko artystyczny, ale także społeczny –
by nie rzec – polityczny, odwołując się do takich kategorii, jak wspólnota,
uczestnictwo i pamięć zbiorowa, co umieszcza je pośród rozmaitych praktyk
krytycznych, wymierzonych przede wszystkim w instytucjonalne wymazywanie
pamięci czy separowanie wykluczonych. Stąd też niejedna z edycji „Travelon
Gamelon” dedykowana była np. ofiarom faszystowskiego reżimu Pinocheta w Chile
czy pamięci Amerykanów japońskiego pochodzenia, internowanych przez rząd USA
podczas II Wojny Światowej… Trudno się zresztą dziwić, że pretekstem do takich
działań stał się rower, wszak pamiętamy dobrze, co powiedział kiedyś Ernesto „Che”
Guevara: „Rewolucja jest jak rower – jeśli się nie posuwa naprzód to pada”. Lermanowska
kawalkada cyklistów niewątpliwie pędzi dalej – wytyczając ścieżki muzycznej
awangardy i ujawniając urzekające fenomeny nomadycznej sztuki krytycznej.
Gwoli sprawiedliwości
dziejowej trzeba przypomnieć, że Richard Lerman gościł na krakowskim festiwalu
Audio Art 14 listopada 1999 w Galerii Krzysztofory, gdzie zaprezentował
kameralną i statyczną wersję swej kompozycji „Travelon Gamelon” zaaranżowanej
na sześciu cyklistów ze śrubokrętami.
Fragment „Nadsamca”
Alfreda Jarry w przekładzie W. Brzozowskiego i J. Gondowicza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz