sobota, 16 marca 2013

Gamelan, cykliści i żydokomuna…



Pisząc ten krótki tekst, sytuuję się na dość niewdzięcznej pozycji, należę bowiem raczej do zakonu piechurów pod wezwaniem Jana Jakuba Rousseau i Fryderyka Nietzschego, niż do szkoły cyklistów Alfreda Jarry, który tak oto opisywał w swym „Nadsamcu” szalony pęd rowerzystów, rzucających wyzwanie ekspresowej kolei: „Wtem, niczym deszcz meteorytów, jęły nas kamienować ciała twarde, a przy tym miękkie, spiczaste, puszyste, krwawiące, wrzeszczące i posępne, zgarnięte jak muchy w locie przez nasz pęd…”. Niemniej jednak słuchając zebranych po latach przez nieocenionych wydawców z EM Records nagrań Richarda Lermana, nie potrafię się oprzeć urokowi genialnego konceptu „Travelon Gamelon (Music for Bicycles)”.
Historia pomysłu Lermana sięga roku 1963 i jego rozmów z Davidem Tudorem, dotyczących idei amplifikowania dźwięków „niemuzycznych”. Początkowo rzecz stanowiła problem czysto techniczny: Jak nagłośnić rowery? Jak uczynić słyszalnym ignorowany przez ludzkie ucho dyskretny szum mechanizmu, wibrację szprych w kołach, brzęczenie blaszek błotników…? Z czasem jednak przerodził się on w koncept estetyczny, który Lerman zaczął z powodzeniem realizować od połowy lat 70., odwołując się do praktyki jawajskiego gamelanu – rozbudowanego zespołu metalofonów, konstruującego polirytmiczne struktury, wokół których integruje się grupa muzyków. Premiera ulicznej wersji bicyklowego gamelanu miała miejsce w roku 1978 w Bostonie – dla jej potrzeb Lerman skonstruował 25 miniaturowych, przenośnych wzmacniaczy nagłaśniających pracę mechanizmu bicykla. Od tego czasu kilkudziesięcioosobowe grupy rowerowych perkusistów przemierzały ulice Pittsburga i Wellington, aleje miast w Argentynie i Chile, promenady w Australii i Azji oraz, jakżeby inaczej – wszak chodzi o rowery – uliczki Amsterdamu! W tym czasie także sam koncept rozrósł się i oprócz ulicznego rajdu rowerowego, w czasie którego konstytuowała się „akustyczna masa krytyczna” cyklistów, zaczął obejmować również występy rowerzystów eksplorujących brzmieniowy potencjał swych wehikułów przy użyciu śrubokrętów, kluczy i innych narzędzi do „stukania, szarpania i pocierania”. Sam Lerman zaczął zaś rozpisywać określone partie instrumentalne i muzyczne struktury swej kompozycji – otwartej na przypadek i nigdy nie zakończonej…

Lerman nie ukrywa przy tym, że jego akcje mają charakter nie tylko artystyczny, ale także społeczny – by nie rzec – polityczny, odwołując się do takich kategorii, jak wspólnota, uczestnictwo i pamięć zbiorowa, co umieszcza je pośród rozmaitych praktyk krytycznych, wymierzonych przede wszystkim w instytucjonalne wymazywanie pamięci czy separowanie wykluczonych. Stąd też niejedna z edycji „Travelon Gamelon” dedykowana była np. ofiarom faszystowskiego reżimu Pinocheta w Chile czy pamięci Amerykanów japońskiego pochodzenia, internowanych przez rząd USA podczas II Wojny Światowej… Trudno się zresztą dziwić, że pretekstem do takich działań stał się rower, wszak pamiętamy dobrze, co powiedział kiedyś Ernesto „Che” Guevara: Rewolucja jest jak rower  jeśli się nie posuwa naprzód to padaLermanowska kawalkada cyklistów niewątpliwie pędzi dalej – wytyczając ścieżki muzycznej awangardy i ujawniając urzekające fenomeny nomadycznej sztuki krytycznej.

Gwoli sprawiedliwości dziejowej trzeba przypomnieć, że Richard Lerman gościł na krakowskim festiwalu Audio Art 14 listopada 1999 w Galerii Krzysztofory, gdzie zaprezentował kameralną i statyczną wersję swej kompozycji „Travelon Gamelon” zaaranżowanej na sześciu cyklistów ze śrubokrętami.

Fragment „Nadsamca” Alfreda Jarry w przekładzie W. Brzozowskiego i J. Gondowicza.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz